Newsy |
W książce redaktora Antoniego Neczyńskiego pod tytułem "I w ogóle..." najpierw zaintrygowała mnie adnotacja na jej początku, której treść przytaczam: "Nie czytaj tej książki od pierwszej do ostatniej strony. Otwórz w dowolnym miejscu, przeczytaj jedną kartkę. Na dziś wystarczy."
Okazało się jednak, że można tak postąpić, jeśli ma się do dyspozycji tylko dwie, do trzech minut. Jeśli jednak ma się tego czasu więcej, nie sposób z tej propozycji skorzystać, gdyż chce się czytać dalej i dalej...
Zauroczony tą książką, pełną życiowych mądrości, spostrzeżeń i przemyśleń, początkowo zamierzałem napisać na tej stronie jej recenzję, ale szybko doszedłem do wniosku, że zrobi to znacznie lepiej redaktor Ryszard Sławiński, który zna Antoniego Neczyńskiego od bardzo wielu lat i to nie tylko na niwie zawodowej. Poproszony o to, nie odmówił. Recenzję zamieszczamy poniżej a Autorowi książki dziękujemy za egzemplarze okazowe.
Ryszard Bączkowski
Rozważania człowieka pozytywnego
Redaktor Antoni Neczyński, twórca i od 26 lat Naczelny leszczyńskiego „ABC” nadesłał mi egzemplarz książki pod tytułem „I w ogóle…”, która jest wyborem jego felietonów z lat 2015 – 2017. Na 195 stronach znalazło się 99 utworów, zgodnie z konwencją gazety krótkich, esencjonalnych, zawsze poświęconych jednemu tematowi lub problemowi.
Rzadko zdarza mi się czytać książkę na jeden raz. „Produkt” Antoniego skonsumowałem w kilka godzin w całości. Potem wracałem bardziej do poszczególnych tytułów niż powtórnie „zaliczyłem” całość.
Nie zamierzam opowiadać o poszczególnych pozycjach ale po lekturze – polecam wszystkim, nie tylko Czytelnikom „ABC” – postanowiłem napisać garść komplementów, na które tan wybór felietonów Naczelnego zasługuje. Antoni Neczyński jest człowiekiem dobrym i skromnym, co manifestuje w krótkiej nocie na okładce – jestem całe życie dziennikarzem ale tak entuzjastycznej reakcji czytelników na te publikacje się nie spodziewałem. Być może tak jest, bowiem w piśmie o dużej częstotliwości wydawania taki krótki felieton do każdego numeru, pisać jest bardzo trudno, Redaktorowi Naczelnemu w szczególności. Wyobrażam sobie, że najczęściej te teksty są dostarczane na ostatnią chwilę, co sprawia, że się ich czasem nie pamięta w całości. Wierzę więc, że zebrane w jednym wydawnictwie po ponownej lekturze mogą samego autora zaskoczyć. A jest wiele powodów by tak było. Po pierwsze – są krótkie a więc wymagają kondensowania treści, po drugie – pisane są ładną, choć nie wyszukaną polszczyzną, zrozumiałą dla każdego Czytelnika, po trzecie – Antoni nie posługuje się słowami uważanymi powszechnie za brzydkie (wyjątek stanowi jedynie zawarta w cytacie „dupa”, ale tego uniknąć nie mógł), co jest w obecnym czasie wyjątkiem, po czwarte – autor nie posługuje się w najmniejszym stopniu tak pożądanym dziś i używanym hejtem, po piąte – strona emocjonalna felietonów jest zawsze pozytywna, po szóste – Antoni niczego nie rozstrzyga, nie mądruje się, stawia pytania, rozwiązania zaś sugeruje, po szóste – pisze o prostych manierach, prostych przeżyciach, unika wersji all inclusive, po siódme – apeluje do swojego odbiorcy o optymizm „dajmy sobie uśmiech. Spróbujmy to zrobić. Mamy do tego pełne prawo. To nasz świat. To nasz dzień. To nasze życie.”
W felietonach Antoniego polityki jest niewiele. Zdarza się, że ironizuje jak w „PSL ma czyste ręce”, ale manifestuje niepokoje po jednych czy drugich wyborach. Staje po stronie ludzi jak w „Oskarżony ma 99 lat” o absurdalnej lustracji Gen. Zbigniewa Ścibor – Rylskiego, czy Gen. Mirosława Różańskiego wybitnego żołnierza i patrioty, dla którego nie ma miejsca w wojsku dobrej zmiany. Zajmuje go filozofia Leszka Kołakowskiego, bądź myśli św. Tomasza z Akwinu. Przytacza napis z kamienia: Nie mówcie, że czasy są złe. Bo czas to my. Jeśli my będziemy dobrzy, to i czas będzie dobry. Tym cytatem mógłbym zakończyć tę garść refleksji o książce „I w ogóle…”, ale w przedostatnim felietonie autor pisze o „Antonim z trzema stopami” Jak to możliwe? Odsyłam na str. 192 tego sympatycznego wyboru felietonów Antoniego Neczyńskiego.
Ryszard Sławiński – członek Zarządu Głównego
Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej.
PS. W tekście nie używam słowa Pan, gdyż z Antonim znamy się od kilku dziesięcioleci.